piątek, 12 grudnia 2014

wyrzut

Siwy włos jak wyrzut. 
Takie zdanie przyszło mi do głowy w tramwaju linii numer cztery, dzisiaj rano, po tym jak wzruszyłam się plakatem reklamowym Prudentiala. A jako że byłam sama, to musiałam sama siebie wyśmiać.
Całkiem dobre zdanie i, co nie najważniejsze, całkiem prawdziwe. 
Z witamin przyswajam tylko tłuszcze potrzebne cellulitowi do rozwoju, reszta trafia do śmietnika. 
Anemia permanentna. 
Weganizm nie jest dla mnie. 
Powinnam pić krew, jeszcze ciepłą, jak robotnicy w "Sercątku" Herty Müller.

Napisałam parę tekstów, ale żadnego nie miałam czasu skończyć... i wiecie co? Zdezaktualizowały się. 
Aktualizacja nie jest możliwa. Głupio tak je zostawić, lecz trzeba. 
Nie lubię słowa "TRZEBA". 
Właściwie brzmi jak nazwa drzewa, gdyby nią było to bym je lubiła.

Jestem już, tak jak wy, w połowie grudnia, nieodwracalnie, ostatecznie i na szczęście. 
Trochę zmęczona, troszkę, malutko.
Wszystkim się wydaje, że taki filolog to nic nie robi, a co dopiero ktoś, kto jest na jakimś tam doktoracie i nie jest żadnym filologiem, tylko jest nikim. 
CZYTANIE to nie praca. Nieważne ile książek w tygodniu, po co i jak szczegółowo.
Pisanie to też nie praca. 
Zajęcia to nie praca. Prowadzenie zajęć to też nie jest praca, bo nie płacą. 
A korepetycje to dziwne hobby. Właściwie po co komuś korepetycje z polskiego? 


 
Byłam w poniedziałek na rozdaniu Nagród Literackich im. Juliana Tuwima w Teatrze Nowym. 
Właściwie to nagrody, bo nagroda jest jedna. Nie ma żadnych emocjonujących nominacji, decyduje kapituła, losuje z kapelusza, wróży z fusów i gotowe, takie tam. Dostała ją Hanna Krall - za całokształt twórczości.OK.
Wcześniej było spotkanie z Magdaleną Tulli (nową powieść "Szum" polecam!), która wyjątkowo miała ochotę coś powiedzieć na temat swojej książki i nie atakowała rozmówcy przy każdym zadanym pytaniu, tak jak ostatnio w Poleskim Ośrodku Kultury.
Po wszystkim miałam okazję obejrzeć spektakl muzyczny "Białoszewski 44". 
Poczułam znów piękno muzyki i siłę poezji... orkiestra, chór, przejmujący i niesamowity wokal Kingi Preis, dziwnie wyglądający, lecz wokalnie też w formie - Adam Nowak z Raz, Dwa, Trzy i kompozytor-wokalista-saksofonista-dyrygent Mateusz Pospieszalski.
Wracałam do domu jak z wizyty na innej planecie. Cenię takie chwile.

We wtorek w Domu Literatury - w ramach szalonego Pulsu Literatury - było spotkanie z gawędziarzem Andrzejem Stasiukiem. Mówi tak, jak opowiada. Wciąga mnie ta jego opowieść, o wyprawach na wschód i o tym, że powinniśmy pielęgnować i szanować naszą "wschodniość". O rozmowach z rosyjskimi żulami, kazachskiej milicji i uśmiechniętych, przygranicznych Ukraińcach. 
Pisarz, który pozostał normalnym facetem, co chyba rzadko się zdarza. 
Może dobrze udaje.
Nie umiał odpowiedzieć na pytanie o relację fikcyjności i realizmu. 

To nic.
Po to są filolodzy. 


 p.s. A dziś będziemy tańczyć, palić i pić w Niebostanie, tu: 
Beatscapes till 5:55 // piątek @ Niebostan